Posprzątamy albo już sprzątnęliśmy - takie słowa z ust kandydatów na posłów i senatorów usłyszeliśmy tuż po wyborach, kiedy zapytaliśmy o plakaty wyborcze, które zostały kampanii. Sprawdziliśmy, jak wygląda sprzątanie teraz, prawie dwa miesiące po wyborach.
W centrum Kłobucka plakatów praktycznie już nie ma. Praktycznie, bo zdarzają się jeszcze na niektórych słupach energetycznych. - Tutaj wchodzą już rozstrzygnięcia między danym zakładem energetycznym, który jest właścicielem miejsca a komitetem. Ja mogę odpowiadać jedynie za miejsca, które należą do miasta - mówi burmistrz Kłobucka, Krzysztof Nowak. Z relacji burmistrza wynika, że tuż po wyborach wystosował pisma do wszystkich komitetów wyborczych z informacją o obowiązku uprzątnięcia wyborczych plakatów. - Z tego, co jest mi wiadome wszystkie komitety w stosunku do miejskich nieruchomości się dostosowały - dodaje Krzysztof Nowak. - Nieusunięcie takiego plakatu jest wykroczeniem, za które grozi kara grzywny. Takie wykroczenie popełnia dany komitet wyborczy - informuje pełniąca obowiązki oficera prasowego Komendy Powiatowej Policji w Kłobucku, sierżant Marta Ladowska. Do policji, według ordynacji wyborczej powinni się zgłosić wójtowie lub burmistrzowie, kiedy komitety nie dostosują się do prośby o sprzątnięcie. Według naszych informacji takich zgłoszeń w powiecie kłobuckim nie było.
Ale my plakaty znależliśmy. Poza kłobuckimi ulicami oddalonymi od centrum spotkaliśmy je np. na terenie Gminy Wręczyca Wielka. Tam przy drodze prowadzącej do Wręczycy Małej wiszą m.in plakaty Szymona Giżyńskiego, posła Prawa i Sprawiedliwości i Władysława Serafina z Polskiego Stronnictwa Ludowego, który do parlamentu się nie dostał.
Władysław Serafin podkreśla, że ludzie z jego sztabu po wyborach sprzątali. - Była przeprowadzona akcja sprzątania plakatów. W Polskim Stronnictwie Ludowym każdy kandydat był do tego zobligowany indywidualnie. Możlwie, że gdzieniegdzie jeszcze jakiś się zapodział - podkreśla polityk i dodaje. - Gwarantuję, że to nie przez zaniedbanie, tylko przez przeoczenie, za które przepraszam.
Miejsca publiczne to jedno, a nieruchomości prywatne, na których znajdują się jeszcze "wyborcze ostatki" to drugie.
- Na prywatnej posesji każdy może mieć taki plakat, jaki chce - mówi sierżant Marta Ladowska i dodaje. - Przepisy ordynacji wyborczej stosuje się do miejsc publicznych, a nie do prywatnych nieruchomości.
Strefa Biznesu: Dlaczego chleb podrożał? Ile zapłacimy za bochenek?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?