MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Historia sąsiedzkiego sporu

Piotr Piesik
Maszyny rolnicze muszą stać pod gołym niebem, ponieważ nie mogę postawić nowego budynku gospodarczego. Wszystko przez złośliwość sąsiada – mówi Andrzej Kordiaka.
Maszyny rolnicze muszą stać pod gołym niebem, ponieważ nie mogę postawić nowego budynku gospodarczego. Wszystko przez złośliwość sąsiada – mówi Andrzej Kordiaka.
Konia z rzędem temu, kto byłby w stanie dziś powiedzieć, od czego wszystko się zaczęło. Spór pomiędzy dwoma sąsiadami z Gruszewni trwa już ponad piętnaście lat w sądzie.

Konia z rzędem temu, kto byłby w stanie dziś powiedzieć, od czego wszystko się zaczęło. Spór pomiędzy dwoma sąsiadami z Gruszewni trwa już ponad piętnaście lat w sądzie. Zapadł wyrok, lecz sytuacja bynajmniej uspokojeniu nie uległa.

Porównanie do Pawlaka i Kargula samo się jakoś nasuwa, choć nieprzyjaźni sobie sąsiedzi żyją tu bardzo długo i zza Buga się nie przenosili. Wszak Gruszewnia to nie Ziemie Odzyskane. Nie strzelają do siebie i granatami nie straszą, nie tłuką garnków i nie rwą koszul. Dogadać się jednak nie mogą.

Andrzej Kordiaka gospodarkę odziedziczył po dziadkach w 1978 roku. Twierdzi, że kłopoty z sąsiadami jeszcze dziadkowie mieli, czyli przechodzą z pokolenia na pokolenie. Kordiaka rozebrał stare stodoły i postawił nową, w dawnej chałupie urządził oborę. Zamierzał wybudować jeszcze jedną stodołę i wtedy zaczęły się przysłowiowe schody.
- Dziadek nie był bogatym człowiekiem. Pracował na emigracji, potem kupił tę gospodarkę. Nie gospodarzył źle, skoro za okupacji został wysiedlony, a przecież Niemcy nie brali zaniedbanych posesji. Postanowiłem wybudować w granicy nowy budynek gospodarczy, żeby mieć gdzie trzymać maszyny i sprzęt. Sąsiad najpierw ustnie wyraził zgodę, potem ją wycofał i wniósł sprawę o rozgraniczenie działek — opowiada Andrzej Kordiaka.

Zapadł już prawomocny wyrok w tej sprawie. Sąd określił granice posesji, według których zabudowania Kordiaki znajdują się już na terenie należącym do sąsiada Mirosława Wojciechowskiego. Kordiaka wniósł odwołanie, lecz sąd apelacyjny utrzymał wyrok w mocy i dziś jest on już prawomocny. Co ciekawe, sąd oparł się na ustaleniach geodezyjnych, dokonanych przez Pawła Kubika — opisywano szeroko posługiwanie się przezeń pieczątką biegłego sądowego, do czego nie miał uprawnień.
Kordiaka również posiada mapkę z pieczęcią „biegłego” Kubika. Dalsze odwołania są już jednak bezprzedmiotowe, czego uparcie gospodarz nie chce przyjąć do wiadomości. Wysyła kolejne pisma do sądu o „wykładnię wyroku” i zapowiada, że nie ustąpi.
Tymczasem jego sąsiad zażądał 9 czerwca br. usunięcia gruzu, drewna i płotu oraz rozbiórki części budynku z kamienia i drewnianej szopy, stojącej w granicach swej posesji. Wyznaczył na to termin 1 lipca i zapowiedział, że dalszą konsekwencją będzie wykonanie tych prac na koszt Kordiaki.
Ten ani myśli robić tego, czego żąda Wojciechowski. Nie zgadza się z wyrokiem sądu i zapowiada, że nie pozwoli niczego ruszyć. Twierdzi, że sąsiad gnębi jego i matkę różnymi drobnymi złośliwościami: a to polał rosnące przy płocie tuje ropą, żeby uschły. Wykopał zza stodoły kamień graniczny. A to powyrywał sztachety z parkanu, otruł psa i podbierał śliwki prosto z drzewka. Czuje się taki mocny, bo wygrał masę pieniędzy w totolotka. Na pytanie, dlaczego nie próbował po prostu dogadać się z sąsiadem, Kordiaka zaperza się i odpowiada — Ja z nim nie będę rozmawiać i w ogóle nie chcę mieć z nim nic do czynienia!

Mirosław Wojciechowski trochę zaskoczony jest wizytą dziennikarza, lecz przyznaje, że z Kordiaką trudno mu się porozumieć.
— Owszem kiedyś zgodziliśmy się na wybudowanie stodoły w granicy działek. Gdyby stała kilkadziesiąt centymetrów na naszym gruncie, machnęlibyśmy ręką, przecież to nie problem. Ale po geodezyjnym rozgraniczeniu okazało się, że to cztery i metra! Dlatego nie daliśmy zgody na budowanie kolejnych obiektów i zażądaliśmy częściowej rozbiórki tego, co stoi poza granicami. Pan Kordiaka nie chce się dogadać dobrowolnie, nasyła na nas policję pod bzdurnymi zarzutami, jakobym pracował w mafii, bo późnym wieczorem wyjechałem gdzieś samochodem — z irytacją, lecz i pewnym rozbawieniem opowiada Wojciechowski.
Dementuje przy tym opowieści, że wygrał miliony w totka. Za to nie może korzystać z bocznego wyjścia z własnego domu, ponieważ kilkadziesiąt centymetrów od niego stoi ściana starego domostwa Kordiaków. Co innego, gdyby rozebrać wspomniane 4,5 metra...
Nie zamierza wojować z Kordiaką — sprawę oddał do sądu. Jak będzie trzeba geodeci dokładnie wszystko obmierzą i w razie potrzeby sąd nakaże rozbiórkę na koszt Kordiaki. Tyle tylko że będzie to cena o wiele wyższa, niż gdyby się porozumieć dobrowolnie. Kordiaka jednak nie zamierza z Wojciechowskim gadać i poprawia drut kolczasty, który rozpiął na swoim ogrodzeniu od strony sąsiada.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Seria pożarów Premier reaguje

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na klobuck.naszemiasto.pl Nasze Miasto