Na rozprawie sędzina zażądała archiwalnych zdjęć satelitarnych, na których widoczne są stare zabudowania z lat 60. Jednak wtedy Kryczkowie nie byli właścicielami tej ziemi. Kupili ją, gdy budynki były już rozebrane i granica przy zakupie nie opierała się o stare zabudowania. Ile jeszcze może trwać ten spór?
Wojna w sądzie i na podwórkach
Iwanowice Duże, to wieś która liczy niecałe 1000 mieszkańców. Jak w każdej społeczności rodzą się kłótnie, tak i tutaj od wielu lat toczy się sąsiedzki spór pomiędzy dwoma rodzinami. Przypomina on konflikt bohaterów filmu “Sami swoi”, który opowiada o losach dwóch zwaśnionych rodzin Pawlaków i Kargulów. Przyczyną kłótni jest ziemia, którą Kargul zaorał o 3 palce za daleko w stronę ziemi Pawlaków, co doprowadziło do rozlewu krwi. W przypadku zwaśnionych rodzin z Iwanowic także chodzi o niewielki skrawek ziemi, jednak do rozlewu krwi nie doszło. Choć kłótni i przepychanek podczas tych ośmiu lat było sporo, to na szczęście batalia prowadzona jest głównie w sądzie.
Ośmioletnia batalia i brak rozstrzygnięcia
Kryczkowie kupili działkę w 1978 roku, z tego też roku pochodzi mapka obrazująca podział działek. Właściciele posesji przy ul. Krzepickiej posiadają także dokumenty (szkice polowe) z 1960 roku, które poświadczają robione wtedy w powiecie pomiary geodezyjne. Dopiero jednak w 2007 roku Kryczkowie wystąpili o geodezyjne wznowienie swojej działki. - Chcieliśmy wiedzieć, gdzie dokładnie przebiega nasza granica, by móc postawić ogrodzenie. Z dokumentów wynika, że granica naszej działki przebiega w linii prostej od miejsca za domem, przechodzi obok zabudowań i przecina ulicę Krzepicką biegnąc jeszcze dalej za nią. Nie rozumiemy więc dlaczego próbuje się nam wmówić, że granica ma jakieś załamania. Jak widać na mapach wszystkie działki obok wyznaczone są w linii prostej. - mówi Kazimierz Kryczek.
Sterta palet, nowe ogrodzenie i strach
Spór o przebieg granicy miał też wiele innych momentów zapalnych. Sąsiad Kryczków nawiózł na swoją działkę, tuż przy granicy, ziemię. Ustawił też tam, zdaniem Kryczków żeby uniemożliwić im postawienie ogrodzenia, bloczki i palety z materiałami budowlanymi, których część do dziś spoczywa na linii granicznej.
– Strach tutaj chodzić. Palety stoją na nieubitej ziemi. Ostrzegano mnie, żebym najlepiej chodziła kilka metrów od granicy, a w szczególności od słupa, który postawił pan Szymczyk. Widać, że nie jest on odpowiednio osadzony. – mówi Jadwiga Kryczek.
Wedle ekspertyzy biegłego, przeprowadzonej w 2013 roku, ziemia grozi osunięciem. Na tej podstawie w tym samym roku częstochowski sąd orzekł, że sąsiad Kryczków jest winny składowania materiałów w sposób, który naraża na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty zdrowia lub życia i nałożył na niego karę grzywny. – Niestety sąd nie stwierdził, że materiały mają zniknąć albo zostać zabezpieczone. Musieliśmy założyć kolejną sprawę, która nałoży takie zobowiązanie na sąsiada. Ciągle musimy walczyć o swoje. - mówią rozgoryczeni Kryczkowie.
Jak mówią Kryczkowie w sprawie robi się wszystko, żeby granica nie została ostatecznie ustalona. - W pobliżu miejsca, gdzie stoją palety z bloczkami umieszczony jest niebieski palik, który potwierdza naszą granicę działki. Potwierdza on cztery pomiary niezależnych geodetów i biegłego sądowego. Potwierdził on, że jego pomiar pokrywa się z dokumentami z 1960 r. i 1978 r. oraz z rozgraniczeniem z 2012 roku. – Ja już tracę siły. Przez nerwy nie śpię po nocach . Oboje z mężem jesteśmy już zmęczeni tak długim procesem i nie rozumiemy, dlaczego wszystko działa przeciwko nam, skoro dokumenty potwierdzają naszą wersję. Niech pan to napisze. Nie boję się powiedzieć, że to matactwo i zmowa urzędnicza. – mówi roztrzęsiona Jadwiga Kryczek.
Wieloletnia batalia sądowa i sąsiedzki spór przybierają momentami groteskowy wymiar. Wątki sprawy są tak pogmatwane, że niektórzy gubią się już w ocenie dowodów i przebiegu wykonywanych pomiarów. Adwokat sąsiada Kryczków dopatrzył się tzw. błędu czeskiego. który dotyczył jednego z pomiarów geodezyjnych (zamiast 19,6 m wprowadzono odległość 16,9 m). Tego faktu nie potwierdził kolejny biegły, jednak sąd nie uznał jego opinii i postanowił kontynuować proces.
W sprawę włączyły się też władze gminy. Wójt gminy Opatów, Bogdan Sośniak interweniował w sprawie konfliktu pomiędzy sąsiadami jednak małżeństwo Krysiaków nie było zadowolone z jej efektów. Złożyli nawet skargę na wójta Opatowa Bogdana Sośniaka, który odmówił ponownego wszczęcia postępowania w sprawie, tłumacząc, że sąsiedzi zgodnie z jego zaleceniem usunęli nadmiar ziemi . W tych okolicznościach skarga na wójta została odrzucona.
Sąsiad Kryczków nie udziela informacji mediom, gdyż wciąż trwa proces. Miał się on zakończyć w ubiegłym tygodniu, jednak sprawa ciągnie się dalej. Proces może potrwać jeszcze wiele miesięcy. Nie widać jednak szans na zgodę.
Michał Pietrzak - Niedźwiedź włamał się po smalec w Dol. Strążyskiej
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?