Nasz wczorajszy artykuł, w którym ujawniliśmy, że ochrona słupskiego hipermarketu Leclerc nagrała upokarzającą policyjną rewizję 20-letniej kobiety, wywołał falę oburzenia. Na filmie widać, jak funkcjonariuszka zmusza kobietę do rozebrania się niemal do naga w przeszklonym pokoju, pod okiem kamery przemysłowej. Prokuratura Rejonowa w Słupsku wszczęła śledztwo w sprawie przekroczenia uprawnień przez policjantkę.
Do redakcji "Polski" dzwonili czytelnicy i opowiadali o podobnych incydentach w innych sklepach. - Z całej Polski mamy skargi osób poszkodowanych w podobny sposób - mówi Stanisław Wileński z Biura Rzecznika Praw Obywatelskich. - Ludzie skarżą się na brutalność i bezprawne przeszukania.
Właściciele sklepów, jak Andrzej Leśnik z Czarnocina w Łódzkiem (zdjęcie obok), uciekają się do wywieszania w gablotach zdjęć osób podejrzanych o kradzieże, stawiają klatki na złodziei, a nawet dyby, w których przyłapany na gorącym uczynku ma czekać na przyjazd policji.
Komentarze internautów do skandalu w słupskim Leclercu pojawiły się we wszystkich portalach. Tylko w Onecie było ich ponad 2 tysiące.
Wczoraj, po tym jak "Polska" ujawniła nagrania z rewizji osobistej 20-latki w słupskim supermarkecie Leclerc, tamtejsza prokuratura rejonowa wszczęła śledztwo. Na celowniku znalazły się na razie policjantka oraz ochrona sklepu, w którym - pod okiem kamer - rozbierano klientów do bielizny.
Nasz artykuł wywołał burzę wśród czytelników. Dzwonili do redakcji, w internecie rozgorzała dyskusja.
Przypomnijmy. Ujawniliśmy, że rok temu w pokoju z przyciemnionymi szybami policjantka kazała rozebrać się niemal do naga Paulinie R. Dziewczynę skazano potem za kradzież wartego ok. 9 zł błyszczyku. Ale blisko 10-minutowa rewizja upokorzyła ją. Do pokoju ciągle zaglądali pracownicy sklepu. Za szybą oddzielającą pomieszczenie od marketu przechadzali się ludzie.
Film z tego przeszukania przekazał "Polsce" były zastępca szefa ochrony marketu (chce być anonimowy). W poniedziałek rzeczniczka prokuratury Beata Szafrańska twierdziła, że śledczy zajmą się sprawą, jeśli kobieta złoży zawiadomienie. Tymczasem wczoraj prokuratura zmieniła zdanie.
- Nie czekając na inicjatywę pokrzywdzonej, prokurator ma obowiązek podjąć działania z urzędu, mając informacje o takim zdarzeniu - tłumaczy Beata Szafrańska.
Śledztwo wszczęto w sprawie ewentualnego przekroczenia bądź niedopełnienia obowiązków przez policjantkę. Wyjaśniane będzie m.in., czy rewizję przeprowadzono zgodnie z procedurami (prawo mówi, że powinna być w intymnym pomieszczeniu).
Niezależnie od tego, śledczy sprawdzą zachowanie ochrony sklepu. W ustawie o ochronie widnieje bowiem przepis mówiący, że pracownik, który przekroczył swoje uprawnienia lub nie dopełnił obowiązków i naruszył w ten sposób godność klienta, może być skazany nawet na pięć lat więzienia.
Poszkodowana Paulina R. ze Słupska zapowiada, że wytoczy proces. - Będę się domagać odszkodowania przed sądem cywilnym.
Bezprawne praktyki ochrony w dużych sklepach znane są rzecznikowi praw obywatelskich, który tylko w ubiegłym roku dostał kilkanaście skarg klientów. - Ludzie narzekają na nadużywanie siły, brutalność i bezprawne przeszukania - mówi Stanisław Wileński z Biura Rzecznika. A prawo zezwala im jedynie na zatrzymanie i przekazanie policji podejrzanego o kradzież.
Innym problemem jest natomiast nagrywanie ludzi nie tylko w sklepach, ale także%07na ulicy i pływalni czy dzieci w szkołach. Jak zapewnia Wileński, do rzecznika nie trafiły jeszcze skargi na kamerowe podglądactwo. Prawo nie precyzuje, jak mają być wykorzystywane kamery przemysłowe. - Tylko policja ma to uregulowane - zaznacza Wileński.
Sam rzecznik niejednokrotnie sygnalizował problem i sugerował uchwalenie specjalnej ustawy. Wileński obiecuje, że sprawą opisaną przez "Polskę" zainteresuje rzecznika Janusza Kochanowskiego.
Kupcy postanowili wziąć sprawy w swoje ręce
Właściciele sklepów w walce ze złodziejami uciekają się do bezceremonialnych metod. Ochroniarze, bramki, lustra i monitoring często nie wystarczają. Dlatego w specjalnych gablotach wywieszają zdjęcia podejrzanych o kradzieże, stawiają klatki na złodziei, a nawet dyby, w których przyłapany na gorącym uczynku ma czekać na przyjazd policji.
Prekursorem prywatnej walki ze złodziejami jest Eugeniusz Kaczyński, właściciel marketu w Zambrowie (woj. podlaskie), który już kilka lat temu wypowiedział im wojnę. Zbudował w sklepie system pułapek i wciąż go udoskonala.
Przed swoim sklepem ustawił klatkę z napisem "Oczekuję na policję". Obok ustawił dyby. Pan Eugeniusz jednak podkreśla, że oba rekwizyty mają działanie profilaktyczne. Jak przyznaje, nie zdarzyło się jeszcze, żeby musiał kogoś zakuwać w dyby czy zamykać w klatce. Kiedy jednak "środki przymusu" przestały działać na wyobraźnię potencjalnych złodziei, wprowadził kolejną nowość - galerię zdjęć złodziei.
Pan Eugeniusz nie widzi innego sposobu, by skutecznie bronić się przed stratami. Nie zamierza wynajmować ochrony, bo ostatnio wpadł na kolejny pomysł. - Wymyśliłem, że dam złodziejowi wybór: albo trafi do klatki i poczeka w niej na policję, albo wypłaci nagrodę pracownikowi sklepu za to, że ten go przyłapał. Stawki to 100 lub 200 zł. Już to ogłosiłem - chwali się pan Eugeniusz.
Z metody podpatrzonej w branżowym pisemku handlowców przez dłuższy czas korzystał też Andrzej Leśnik z Czarnocina koło Piotrkowa (woj. łódzkie). Wywieszał zdjęcia złodziei i mógł cieszyć się z mniejszych strat. Potem nabrał wątpliwości co do legalności swojego działania i usunął galerię z drzwi sklepu.
Ze stosowania podobnej metody nie zamierza się wycofywać Krzysztof Ozdoba z Łodzi, który wraz z 30 wspólnikami prowadzi sieć ponad 40 sklepów samoobsługowych w regionie łódzkim.
Prof. Stefan Lelental, karnista z Uniwersytetu Łódzkiego, nie ma wątpliwości, że wizerunek wykorzystywany na zdjęciach z monitoringu jest dobrem osobistym, które podlega ochronie.
- Zjawisko wykorzystywania wizerunku bez nakazu sądowego jest niedopuszczalne - mówi prof. Lelental. - Może okazać się, że ktoś posądzony o kradzież jest niewinny.
Z Krzysztofem Ozdobą, współwłaścicielem 40 sklepów w woj. łódzkim, rozmawia Aleksandra Tyczyńska
Dlaczego wiesza Pan w sklepach zdjęcia podejrzanych o kradzież? Nie wystarczyły tradycyjne metody, np. monitoring?
Po kilku miesiącach działania monitoringu okazało się, że kamery nie robią wrażenia na złodziejaszkach. Przyłapani na gorącym uczynku amatorzy cudzej własności odgrażali się ekspedientkom i wypierali tego, co zrobili.
A policja?
Często wzywam policję, ale złodzieje wiedzą jak i co kraść, by nie dostać kary. Wystarczy, że moje straty nie przekroczą 250 zł, a wtedy czyn ma tak zwaną niską szkodliwość społeczną. Złodziej może śmiać się mi w twarz.
I postanowił Pan, że będzie działał tak jak filmowy mściciel?
Postanowiłem, że to złodziej będzie się mnie bał, a nie ja jego. Zrozumiałem, że jeśli zacznę wywieszać podobizny złodziei w specjalnej gablocie, w widocznym miejscu przy drzwiach, będą rozpoznawani przez personel i innych klientów. Że to ich powstrzyma.
Ma Pan udziały w 40 sklepach. Czy ten, kto ukradnie w Łodzi, jest też "spalony" w Bełchatowie?
Dzielimy się ze wspólnikami wydrukami ze sklepowego monitoringu. Złodzieje często jeżdżą na gościnne występy. Ostatnio w sklepie w Tomaszowie Mazowieckim pojawił się złodziej z Łodzi.
Publikując cudzy wizerunek bez wyroku sądu, naraża się Pan na proces. Nie boi się Pan?
Proszę bardzo, chętnie się z taką osobą spotkam na sali rozpraw i pokażę sędziom jak kradła.
echodnia.eu W czerwcu wybory do Parlamentu Europejskiego
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?