Pekin 2015: Podsumowanie MŚ. Najlepszy występ Polaków w historii

2015-08-31 23:42:46

15. Mistrzostwa Świata w Pekinie, które rozegrane zostały w dniach 22-30 sierpnia, były najlepsze w historii dla naszej reprezentacji. W klasyfikacji medalowej Kenia i Jamajka pokonały USA, natomiast klęskę poniosła Rosja. To były dla nas najlepsze mistrzostwa globu w historii. Polacy wprawdzie wyrównali wynik z Berlina, lecz zdobyli o jedno złoto więcej. W samych mistrzostwach padło kilka najlepszych wyników w historii imprezy, w tym rekord świata. W samych mistrzostwach padły cztery najlepsze wyniki w historii imprezy u kobiet oraz rekord świata u mężczyzn. W zawodach wzięło udział 1933 zawodników z 207 krajów. Polski Związek Lekkiej Atletyki wysłał do Azji 54 reprezentantów. Wszystkie liczby są rekordami dla 32-letniej historii czempionatu. Prześledzimy jednak po kolei, co wydarzyło się na bieżni i stadionie „Ptasiego Gniazda”.

100 i 200 metrów


Zacznijmy od sprintów. Królem pozostał Jamajczyk Usain Bolt, który po straceniu sezonu 2014 przez kontuzję długo nie pojawiał się na arenie międzynarodowej. Media hucznie zapowiadały rywalizację rekordzisty świata z Amerykaninem Justinem Gatlinem, niegdyś mistrzem olimpijskim (Ateny) i świata (Helsinki), ale obecnie znanym przede wszystkim ze wpadek dopingowych. Media zapowiadały ten pojedynek, jako „dobro ze złem” – i jak w każdej bajce dobro zwyciężyło. Gatlin ewidentnie nie wytrzymał psychicznie rywalizacji z mistrzem, który tak na prawdę był daleki od życiowej formy. Ale znowu potwierdziło się, że nie wyniki w sezonie „biegają”, lecz zawodnicy w danym momencie, w których to psychika odgrywa największą rolę. Czas zwycięzcy 9,79 kiedyś dałby wprawdzie rekord świata, jednak obecnie to rezultat niepowalający. Podium dopełniła młoda krew setki – inny z reprezentantów USA Trayvon Bromell i Kanadyjczyk Andre de Grasse, natomiast w dwusetce Anaso Jobodwana z RPA. U kobiet klasę tak jak Bolt potwierdziła jego rodaczka Shelly-Ann Fraser-Pryce, której opór stawiła jednak rewelacyjna Dafne Schippers. Podium dopełniła Tori Bowie, która z Amerykanek nie zawiodła. Schippers to brązowa medalistka siedmioboju z Moskwy, jednak po tym, jak okazało się, że treningi tak złożonej konkurencji zbyt mocno obciążają jej kolana, postanowiła przekwalifikować się na swoją najmocniejszą stronę. I okazało się to strzałem w dziesiątkę. Holenderka była druga na setkę (10,81), przegrywając nieznacznie z utytułowaną Jamajką (10,77), natomiast w biegu na dystansie dwukrotnie dłuższym wygrała, uzyskując trzeci wynik w historii (21,63), który jest nowym rekordem mistrzostw świata. Wprawdzie Fraser-Pryce zrezygnowała z obrony tytułu, ale wielu tłumaczy to obawą przed porażką, bowiem Jamajka nigdy nie złamała granicy 22 sekund. Holenderka pociągnęła za sobą Jamajki – młodą Elaine Thompson, która uzyskała piąty wynik w historii (21,66) oraz żywą legendę tego dystansu, Veronice Campbell-Brown, która w półfinale przekroczyła swój tor, kończąc na innym, jednak sędziowie nie zdyskwalifikowali jej, gdyż nie przeszkodziła konkurentce. Karol Zalewski (uzyskał czas 20,77 sekundy) nie poprawił rekordu życiowego i odpadł z eliminacjach.

400 metrów


W biegu na 400 metrów poziom u mężczyzn wyraźnie się podniósł, ponieważ wielu biegaczy złamało granicę 44 sekund. W finale triumfował jednak reprezentant RPA Wayde van Niekerk, na którego mało kto stawiał. Wprawdzie przyjechał do Pekinu ze znakomitym czasem, jednak nikt nie oczekiwał, że pokona najlepszych zawodników ostatnich lat – obrońcę tytułu z USA LaShawna Merritta i mistrza sprzed czterech lat Grenadyjczyka Kiraniego Jamesa. Bieg okazał się niesamowicie szybki – Botswańczyk Isaac Makwala, który legitymował się najlepszym rekordem życiowym i to z tego roku (43,72), wyraźnie osłabł w końcówce i był daleki od medalu. Niekerk pobiegł z czasem 43,47, co jest czwartym rezultatem w historii. Z kolei drugi na mecie Merritt mimo 29 lat również poprawił życiówke (43,65). Trzeci James stracił do swojego rekordu zaledwie trzy setne sekundy. U kobiet Amerykanka Allyson Felix wreszcie doczekała się złota na dystansie dwukrotnie dłuższym, niż tym, na którym święciła największe sukcesy. Po porażce w Deagu (2011) z Botswanką Amantle Montsho Felix wróciła do 200 metrów, lecz w Moskwie odniosła kontuzję nogi. Postanowiła więc ponownie spróbować, rezygnując z koronnej niegdyś konkurencji, w której miała w tym roku najlepszy rezultat (21,98 przy rekordzie Holenderki wygląda jednak bardzo skromnie). Reprezentantka Stanów Zjednoczonych pobiegła rewelacyjnie, uzyskując życiówkę (49,26). 30-latka pokonała młodą Bahamkę Shaunae Miller (49,67) i Jamajkę Sharikę Jackson (49,99), która także pobiegły poniżej 50 sekund, bijąc rekordy życiowe. Broniąca mistrzostwa Brytyjka Christine Ohuruogu zajęła ostatnie miejsce w finale. Patrycja Wyciszkiewicz poprawiła rekord życiowy w eliminacjach (51,31), dzięki czemu awansowała do półfinale. Nie była jednak w stanie zmieścić się w najlepszej ósemce.

800 metrów


W biegu na 800 metrów cieszyliśmy się z jedynego medalu Polaków w biegach. Adam Kszczot potwierdził rewelacyjną formę i przegrał jedynie z rekordzistą świata z Kenii Davidem Rudishą, który zakończył bieg z wynikiem 1.45.84 (Polak przegrał różnicą 0,24 sekundy). Podium dopełnił reprezentant Bośni i Hercegowiny Amel Tuka, który podczas mityngu Diamentowej Ligi w Monako niespodziewanie uzyskał najlepszy wynik w sezonie (1.42.51). W finale nie znalazło się dwóch innych Polaków – Marcin Lewandowski (1.45.34) odpadł w półfinale, natomiast Artur Kuciapski (1.49.22) w eliminacjach. Do najlepszej ósemki nie zakwalifikowali się dość niespodziewanie obrońca tytułu z Etiopii Mohammed Aman oraz wicemistrz olimpijski z Botswany Nijel Amos. Pierwszy z nich został zdyskwalifikowany za przekroczenie krawędzi beżni. U kobiet rodaczka Rudishy, Eunice Sum, jechała z najlepszym czasem w tabeli. Obrończyni tytułu praktycznie od początku prowadziła bieg, jednak zawiodła na finiszu, który dotąd był jej największym atutem. Przegrała bowiem z mistrzynią Europy z Białorusi Maryną Arzamasawą i Kanadyjką Melissą Bishop. Joanna Jóźwik spisała się znakomicie, awansując do finału z najlepszym wynikiem w karierze (1.58.35). W finale Polce zabrakło jednak sił na finiszu, Mimo wszystko siódme miejsce to i tak znakomity wynik. W półfinale pomimo życiówki bliskiej złamania dwóch sekund (2.00.11) odpadła młodziutka Sofia Ennaoui.

1500 metrów


Na 1500 metrów Ennaoui również wystartowała, jednak nie poprawiła rekordu życiowego (4.16.70) i odpadła już w eliminacjach. Jej los podzieliła doświadczona Renata Pliś (4.15.10). Świetnie spisała się znakomita w hali Angelika Cichocka. Była najlepszą z prawdziwych Europejek (bo wiele zawodniczek startujących pod barwami krajów Starego Kontynentu tak naprawdę pochodzi z Afryki) i zajęła bardzo dobre 8. miejsce z czasem 4.13.22. Zarówno u kobiet, jak i u mężczyzn faworyci nie zawiedli. Kenijczyk Asbel Kiprop po raz drugi z rzędu obronił mistrzowski tytuł, natomiast pierwszy w karierze zdobyła Etiopka Genzebe Dibaba, która po wielu sukcesach w hali, w tym roku ustanowiła także rekord świata na stadionie, wynikiem 3.50.07. Rekord na 1,5 kilometra był dotąd niepobity i wydawało się, że nigdy do tego nie dojdzie. Wszystko dlatego, że kosmiczne wyniki ustanawiały Chinki, których rezultaty do dziś budzą wątpliwości (aż sześć rezultatów z pierwszej dziesiątki należy do nich i wszystkie uzyskane zostały na wschodzie, gdzie weryfikacja kontroli antydopingowych pozostawia wiele do życzenia). Kenijczyk po rewelacyjnym finiszu pokonał rodaka Elijah Manangoi i brązowego medalistę z Londynu, Marokańczyka Abdalaatiego Iguidera. Etiopka w ten sam sposób uprzedziła na mecie rodaczkę Kipropa Faith Kipyegon oraz kenijską mistrzynię Europy, lecz reprezentującą Holandię, Sifan Hassan. Obrończyni tytułu, Etiopka ze szwedzkim obywatelstwem, Abeba Aregawi , była dopiero szósta.

5 i 10 kilometrów


Na najdłuższych stadionowych dystansach mężczyzn król był tylko jeden – Mohammed Farah. Somalijczyk z brytyjskim obywatelstwem, który nie ma tak na prawdę wybitnych rekordów życiowych, po raz kolejny dał pokaz swych niebywałych umiejętności na finiszu i po raz drugi z rzędu obronił tytuł na 5000 metrów, natomiast po raz pierwszy na dystansie dwukrotnie dłuższym. W pierwszym z nich nie dał szans na finiszu halowemu mistrzowi świata z Sopotu, Kenijczykowi Calebowi Ndiku i wicemistrzowi globu z Moskwy, Etiopczykowi Hagosowi Gebrhiwetowi. W drugim z kolei w przegranym polu pozostawił mistrza świata w półmaratonie, Kenijczyka Geoffrey’a Kipsanga oraz jego rodaka, który obronił brąz z Moskwy, Paula Kipngeticha Tanui. U kobiet medalami podzieliły się Etiopki i Kenijki. Na dystansie pięciu kilometrów miał mieć miejsce pojedynek wyżej wspomnianej Dibaby z jej rodaczką Almaz Ayaną, która przyjechała do Pekinu z najlepszym czasem na świecie. Pojedynek niestety nie trwał zbyt długo i druga z nich samotnie przybiegła na metę, bijąc rekord mistrzostw czasem 14.26.83 sekundy. Zmęczona siostra słynnej Tirunesh Dibaby, która nie przyjechała bronić tytułu na 10 kilometrów (zajęła się maratonem), przegrała na finiszu z młodą rodaczką, Senbere Teferi. Na dystansie dwukrotnie dłuższym wielka rywalka Tirunesh, Etiopka Meseret Defar, także nie przyjechała bronić mistrzostwa. Tytuł powrócił do zwyciężczyni z Deagu, która pokonała lepszym finiszem najlepszą na listach światowych rodaczkę Dibaby Gelete Burke. Podium dopełniła mało znana Amerykanka Emily Infeld.

Maraton


Królewski dystans maratoński padł niespodziewanie łupem niespełna 20-letniego reprezentanta Erytrei, Ghirmay’a Ghebreslassie i nie jest to bynajmniej krewny wielkiego Etiopczyka Haile. Za nim przybiegł inny Etiopczyk Yemane Tsegay, który mimo 30 lat nie odniósł dotąd wielkich sukcesów. Trzeci był Ugandyjczyk Salomon Mutai. Porażkę niewątpliwie ponieśli faworyzowani Kenijczycy, w tym rekordzista świata (02.02.57) Dennis Kipruto Kimetto, który nie ukończył biegu. Do Pekinu nie przyjechał z kolei lider światowych tabel, Eliud Kipchoge, który nie zakwalifikował się do wąskiej kadry. Czempion z Moskwy, rodak Mutai’a Stephen Kiprotich, był szósty. Wśród kobiet faworytka nie zawiodła. Mare Dibaba (tu mamy akurat zbieżność nazwisk z Genzebe) po finiszu pokonała Kenijkę Haleh Kiprop i jej rodaczkę reprezentującą Bahrajn, Eunice Kirwe. Zdobywczyni tytułu sprzed dwóch lat, rodaczka Kiprop Edna Kiplagat, zajęła piątą lokatę.

Sprinty płotkarskie


Królami płotków mieli być Amerykanie. Byli zdolni do tego, by każdy z nich znalazł się w finale. Ostatecznie żaden złoty medal nie trafił do reprezentanta Stanów Zjednoczonych. I to między innymi przyczyniło się do porażki całej reprezentacji w tabeli medalowej z Kenią i Jamajką. Do Pekinu nie przyjechał przyjechał kontuzjowany lider światowych list z Kuby Orlando Ortega (12,94) i w tej sytuacji każdy stawiał na kogoś z dwójki Aries Merritt-David Oliver. Pierwszy z nich to mistrz olimpijski i rekordzista świata (12,80), natomiast drugi to obrońca tytułu mistrzowskiego z Moskwy. W finale 110 metrów przez płotki zwyciężył jednak bezbłędny Siergiej Szubienkow, który u siebie cieszył się z brązu. Rosjanin pobił rekord kraju, po raz pierwszy schodząc poniżej dwunastu sekund (12,98). Za nim przybiegł inny młody i zdolny płotkarz, lecz z Jamajki, Hansle Parchment, który ma znakomity rekord życiowy (12,94), lecz nikt na niego nie stawiał. Trzeci był dopiero Merritt, natomiast Oliver po wielu błędach zajął dopiero siódmą lokatę. Artur Noga mimo najlepszego wyniku w sezonie (13,37) odpadł w półfinale. Jeszcze większa sensacja spotkała nas w finale kobiet. Amerykanki miały potencjał do zajęcia całego podium. Najszybsza w tym roku Sharika Nelvis uzyskała siódmy wynik w historii (12,34). Do Pekinu nie zakwalifikowała się podczas Mistrzostw Stanów Zjednoczonych Jasmin Stowers, mimo iż w tym roku pobiegła tylko jedną setną sekundy wolniej od rodaczki. To tylko pokazuje siłę Amerykanek w tej konkurencji. Ale jak to często bywa wyniki to jedno, a występ to drugie. Reprezentantki USA mogły przyjechać do Chin w czwórkę, bowiem tytułu broniła Brianna Rollins, która przed dwoma laty odnotowała trzeci rezultat w historii (12,26). Z powodu złamanej ręki z udziału musiała zrezygnować Australijka Sally Pearson, co jeszcze bardziej ułatwiało zadanie faworytkom. Doszło jednak do nieprzewidzianych okoliczności. W półfinale odpadła doświadczona Dawn Harper-Nelson i kolejna z młodych-zdolnych Kendra Harrison – pierwsza z nich upadła na płotkach, natomiast druga została zdyskwalifikowana za falstart. W samym wyścigu Rollins i Nelvis kompletnie zawiodły – popełniły wiele błędów i żadna nie znalazła się na podium. Liderka list światowych zajęła ostatnie miejsce, natomiast obrończyni tytułu znalazła się tuż za podium. Gdyby ktoś obstawił takie podium, prawdopodobnie zgarnąłby fortunę, gdyż to prawdopodobnie najmniej spodziewane podium w trakcie imprezy. Triumfowała młoda Jamajka Danielle Williams (12,57), przed brązową medalistką ME Niemką Cindy Roleder (12,59) oraz Białorusinką Aliną Talay (12,66), która jeszcze w Zurychu nie przeszła nawet kwalifikacji. Każda z nich pobiła swój rekord życiowy. Karolina Kołeczek walczyła dzielnie, ale możliwości starczyło na półfinał (czas 12.97 jest tylko 0,08 sekundy słabszy od jej życiówki). 22-latka rokuje jednak bardzo dobrze na przyszłość. Inny wielki talent, lecz wśród mężczyzn, rośnie nam z kolei w biegach na 400 metrów przez płotki. Patryk Dobek, bo o nim mowa, jeszcze nie dawno biegał na płaskim dystansie, lecz po wielu konsultacjach z trenerem postanowił spróbować swych sił na płotkach. Okazało się, że 21-latek bardzo dobrze radzi sobie w tej konkurencji i w szybkim tempie poprawia czasy. Już w zeszłym sezonie zszedł poniżej 50 sekund, a w tym roku biega poniżej 48. Podczas biegu półfinałowego Polak poprawił rekord życiowy, zatrzymując zegar na 49,40 sekundy. To wynik, który zagwarantował mu finał. W ostatnim biegu był już jednak na tyle zmęczony, iż nie był w stanie zejść poniżej granicy 49 sekund i zajął siódme miejsce. Wynik ten jest jednak bardzo imponujący, bowiem wielu faworytów zawiodło. W eliminacjach odpadł lider światowych tabel Amerykanin Bershawn Jackson, z kolei w półfinale obrońca tytułu z Trynidadu i Tobago Jeshue Gordon oraz drugi najszybszy na świecie Johnny Dutch (także z USA). W samym finale zawiedli mistrz świata z Osaki i Berlina Kerron Clement oraz wicemistrz z Moskwy Michael Tinsley. Podium zajęli zawodnicy, którzy w finale poprawili rekordy życiowe i tylko jeden zszedł poniżej 48 sekund. Niespodziewanie najlepszy okazał się Kenijczyk Nicolas Bett, który wynikiem 47,79 sekundy. Drugi na mecie Rosjanin Denis Kudriawcew oraz trzeci reprezentant Bahamów Jeffery Gibson. Jest to więc nadzieja dla Dobka, który jeżeli tylko złamie wyżej wspomnianą granicę, będzie miał realne szanse na sukces w Rio de Janeiro. U kobiet Joanna Linkiewicz odpadła w eliminacjach, ale jej wyraźnie brakuje do najlepszych. Klasę potwierdziła Czeszka Zuzana Hejnova, która po kontuzji w 2014 roku, powróciła w wielkim stylu na najważniejszą imprezę sezonu i obroniła mistrzostwo wynikiem 53,50 sekundy. Za nią dobiegły młode Amerykanki – prowadząca na listach światowych zaledwie 20-letnia Shamier Little oraz Cassandra Tate.

3000 metrów z przeszkodami


3000 metrów z przeszkodami, które kiedyś przyniosło nam wiele sukcesów dzięki Bronisławowi Malinowskiemu oraz Zdzisławowi Krzyszkowiakowi, od lat jest polem do popisu dla Kenijczyków. I tym razem nie zawiedli. Wśród mężczyzn zajęli pierwsze cztery miejsca. Po raz czwarty po tytuł mistrzowski sięgnął weteran Ezekiel Kemboi, który tak jak w Moskwie pokonał młodszego kolegę z reprezentacji, Conseslusa Kipruto. Podium dopełnił nie spokrewniony z nim Brimin, który ostatni raz z medalu cieszył się w Deagu. Znakomicie spisał się Krystian Zalewski, który po srebrnym medalu w Zurychu potwierdził, że należy do grona najlepszych Europejczyków na tym dystansie. W finale czempionatu był jedynym reprezentantem Starego Kontynentu, lecz nie miał szans z Afrykanami. Dziewiąta pozycja w stawce piętnastu finalistów jest jednak ogromnym sukcesem (pobiegł z najlepszym czasem w sezonie - 8.21.22). U kobiet Europejki miały więcej szans, choć nie mieliśmy swojej reprezentantki. Wśród Kenijek z kolei doszło do zmiany warty, bowiem najlepsze przed dwoma laty Micah Chemos Cheywa oraz Lidya Chepkurui, zostały pokonane na mistrzostwach Kenii przez młodsze koleżanki. Nie zawiodła Hyvin Jepkemoi , która pokonała liderkę światowych rankingów Habibe Ghiribi oraz Niemkę Gese Felicitas Krause.

Sztafety


Sztafety to kolejny zawód dla Amerykanów, którzy wygrali jedynie 4x400 metrów mężczyzn. Rywalizację zdominowali Jamajczycy, sięgając po pozostałe medale z najcenniejszego kruszcu. Na sprinterskich obronili tytuły, natomiast na dystansie czterokrotnie dłuższym u kobiet odebrali mistrzostwo sprzed dwóch lat USA. Usain Bolt poprowadził swoich kolegów do zwycięstwa w 4x100 metrów (partnerowali mu Asafa Powell, Nickel Ashmeade oraz Nesta Carter), z kolei Shelly-Ann Fraser Pryce swoje koleżanki (wraz z Elaine Thompson, Veronicką Campbell-Brown i Natashą Morrison). Jamajki pobiły rekord imprezy wynikiem 41,07 sekundy. Na stadionowej pętli Novlene Williams-Mills lepszym finiszem pokonała Francenę McCorory, która miała najlepszy czas przed rozpoczęciem mistrzostw, lecz nie zakwalifikowała się do startu. Biegły z nią Sherika Jackson, Christine Day oraz Stephenie Ann McPherson. Amerykanie przegrali mimo bradzo mocnych składów (setka meżczyzn: Justin Gatlin, Tyson Gay, Tryvon Brommell oraz Michael Rodgers; setka kobiet: Allyson Felix, English Gardner, Jenna Prandini I Jasmine Todd; 400 metrów kobiet: oprócz Felix I McCorory także Natasha Hastings I bedąca bez formy mistrzyni olimpijska Sanya Richards-Ross). Dużą rolę odegrały błędy przy odbieraniu pałeczek. Nie zawiedli mężczyźni z LaSawnem Merritem na czele, który na finiszu pokonał reprezentanta Trynidadu i Tobago Machela Cedenio. Z mistrzem olimpijskim sprzed siedmiu lat z Ptasiego Gniazda biegli David Verburg, Tony McQuay oraz Bryshon Nellum, natomiast z Cedenio Lalonde Gordon, Renny Quow i Deon Lendore. Podium setek dopełniły reprezentacje Kanady (w składzie: Aaron Brown, Andre de Grasse, Brendon Rodney i Justyn Warner) oraz Trynidadu i Tobago (Kelly-Ann Baptiste, Michelle-Lee Ahye, Reyare Thomas i Semoy Hackett), natomiast na 400 metrów Brytyjczycy (u kobiet Christine Ohuruogu, Anyika Onoura, Eilidh Child i Seren Bundy-Davies, natomiast u mężczyzn Rabah Yousif, Delano Williams, Jarryd Dunn oraz Martyn Rooney). Do Pekinu przybyły trzy polskie sztafety – 100 metrów kobiet (Agata Forkasiewicz, Anna Kiełbasińska, Weronika Wedler, Marta Jeschke Małgorzata Hołub uzyskały czas 43,20) oraz 400 metrów płci pięknej (Patrycja Wyciszkiewicz, Joanna Linkiewicz, Justyna Święty i Małgorzata Hołub przecięły linię mety z czasem 3.32.83) i mężczyzn (Michał Pietrzak, Rafał Omelko, Jakub Krzewina i Łukasz Krawczuk pobiegli z czasem 3.00.72), lecz żadna nie przebrnęła kwalifikacji.

Chód na 20 i 50 kilometrów


Chód sportowy przeżył w ostatnim czasie duży cios w postaci wielu dyskwalifikacji. Jedną z banitek została mistrzyni olimpijska Jelena Łaszmanowa, która miała bronić tytułu wywalczonego w Moskwie, lecz została zdyskwalifikowana za wykrycie u niej endurobolu. Poza Aleksandrem Jargurkinem (który ostatecznie nie wystartował) wszyscy reprezentanci Rosji zostali wycofani. A w związku z opublikowaniem informacji na temat wykrycia u wielu lekkoatletów dopingu w ostatnich latach nie da się ukryć, iż reprezentacja Rosji jest jedną z najbardziej podejrzanych. Pod nieobecność Aleksandra Iwanowa i Michaiła Ryżowa walka o tytuł na dystansie 20 kilometrów wydawała się więc otwarta. Najlepszy okazał się trzeci zawodnik z 2013 roku, Hiszpan Miguel Angel Lopez, który wyprzedził reprezentanta gospodarzy Wang Zhena i Kanadyjczyka Benjamina Thorne’a. Dla Chińczyków chód okazał się najbardziej medalodajną konkurencją – tak jak w przypadku mężczyzn po złoto sięgnęła trzecia w Moskwie Liu Hong, wyprzedzając swoją rodaczkę Lu Xiuzhi i Ukrainke Ludmyłe Olanowśką. Duże apetyty na 50 kilometrów mieli nasi reprezentanci, lecz niestety w samym starcie polegli. Łukasz Nowak miał ogromne szanse na medal, jednak został zdjęty z trasy przez sędziów za podbieganie. Pamiętamy jednak, co działo się z Robertem Korzeniowskim na początku jego kariery. A że historia lubi się powtarzać, to liczymy na podobny obrót spraw w przypadku kolejnego z naszych chodziarzy Z trudami wyścigu nie poradzili sobie Rafał Augustyn (03.57.30) i Agnieszka Dygacz (01.39.06), którzy zajęli odpowiednio 28. I 38. miejsce. Powyżej oczekiwań spisał się z kolei Adrian Błocki, który poprawił rekord życiowy (03.49.11) i doszedł na 11. pozycji. Najlepszy okazał się lider światowych tabel Słowak Matej Toth, który wyprzedził brązowego medalistę z Moskwy Australijczyka Jareda Tallenta oraz Japończyka Tatayki Tanii. Mistrz sprzed dwóch lat, Irlandczyk Robert Heffernan, był piąty.

Skok wzwyż


Nie od dziś wiadomo, że największe nadzieje z występami Polaków możemy wiązać z konkurencjami technicznymi. W skoku wzwyż mogliśmy liczyć na świetny występ Kamili Lićwinko. Polka nie zawiodła, jednak rywalki były po prostu za mocne. Halowa mistrzyni świata z Sopotu, mimo problemów z plecami, wyrównała rekord życiowy na stadionie, wynoszący 199 centymetrów. Przy tym nie zaliczyła ani jednej zrzutki. Niestety tym razem trzeba było skoczyć ponad dwa metry, co na dworze jeszcze jej się nie udało. Przegrała z utytułowanymi Blanką Vlasic z Chorwacji (mistrzyni z Osaki i Berlina) i Anną Cziczerową z Rosji (triumfatorka z Deagu), które w wielkim stylu powróciły po przerwie związanej z kontuzjami. Pogodziła je jednak 22-letnia Maria Kuczina, która co ciekawe na Młodzieżowych Mistrzostwa Europy odpadła w eliminacjach. Rosjanka bezbłędnie pokonała wszystkie wysokości do 201 centymetrów włącznie w przeciwieństwie do rywalek i sięgnęła po złoto, bowiem żadna nie pokonała wysokości dwóch metrów i trzech centymetrów. Przy tym poprawiła rekord życiowy. To już trzeci tytuł z rzędu dla Rosji, gdyż prze dwoma laty mistrzynią została Swietłana Szkolina, która do Pekinu nie przyjechała. Do Chin nie przybyła także inna z naszych nadziei na podium, Justyna Kasprzycka, która zerwała ścięgno Achillesa. U mężczyzn złoty medal gwarantowało pokonanie dość skromnej wysokości 233 centymetrów, gdyż każdy oczekiwał nawet walki o rekord świata Kubańczyka Javiera Sotomayora. Tym większa szkoda, że już w eliminacjach odpadł Sylwester Bednarek, gdyż w tym roku skoczył 230 centymetrów, a podczas MŚ w Berlinie był trzeci z wynikiem dwa centymetry wyższą. 26-latek przebył jednak wiele kontuzji i tak naprawdę to pierwszy sezon bez problemów zdrowotnych. Wyżej wspomnianą wysokość pokonało trzech zawodników – obrońca tytułu Bohdan Bondarenko, brązowy medalista z Kanady Derek Drouin oraz reprezentant gospodarzy Zhang Guowei. Po tym, jak każdy skusił wysokość o trzy centymetry wyższą zawodnicy mogli podzielić się złotym medalem. Ostatecznie jednak nie doszli do porozumienia i nastąpiła dogrywka. Każdy z nich ponownie skusił tę wysokość i sędziowie postanowili obniżyć belkę o dwa centymetry. Pokonał ją tylko Drouin i to on został mistrzem. Ukrainiec i Chińczyk podzielili się z kolei srebrem. Ponownie zawiódł Katarczyk Mutaz Erssa Barshim, który przyjechał jako autor najlepszego wyniku w sezonie (2,41), a z Pekinu wraca bez medalu.

Skok o tyczce


W skoku o tyczce faworyt także dał plamę. Renaud Lavillenie, który obecnie jest jedynym zawodnikiem zdolnym do pokonania granicy sześciu metrów, pokonał jedynie 5,80 metrów, by potem skusić wysokość dziesięć centymetrów wyższą. Nad Francuzem ciąży klątwa MŚ, gdyż to jego czwarty medal, lecz po raz kolejny nie z najcenniejszego kruszcu. Tyle samo skoczyli nasi reprezentanci – Paweł Wojciechowski i Piotr Lisek. Była nawet szansa na to, aby aż czterech zawodników sięgnęło po złoty medal, jednak już w pierwszej próbie 5,90 pokonał niespodziewanie zaledwie 20-letni Kanadyjczyk Shawnacy Barber. Jest to więc kolejny medal w skokach dla tego kraju. Srebro wywalczył obrońca tytułu z Niemiec Raphael Holzdeppe, który pokonał tę wysokość w trzeciej próbie. Kolejną wysokością do pokonania było sześć metrów, którego obaj zawodnicy nigdy nie pokonali i na czempionacie się to nie zmieniło. 5,90 to jednak wysokość, która bardzo często dawała złoty medal – między innymi Wojciechowskiemu w Deagu oraz Australijczykowi Steve’owi Hooker’owi w Berlinie. Trzeci z Polaków, Robert Sobera, zaliczył tylko pierwszą wysokość wynoszącą 5,5 metra, po czym skusił wysokość 15 centymetrów wyższą, przez co zajął 15. lokatę w finale. U kobiet faworytka nie zawiodła – po zrobieniu sobie przerwy przez Rosjankę Jelenę Isinbajewą była nią Kubanka Yarisley Silva, która w tym roku ustanowiła rekord życiowy na granicy 5,94. W finale jako jedyna pokonała wysokość cztery centymetry niższą i wygrała pojedynek z mistrzynią z Deagu Fabianą Murer. Brazylijka mogła jednak zaliczyć występ do udanych, gdyż poprawiła rekord życiowy (5,85). Podium dopełniła Greczynka Nikoleta Kiriakopulu. Od kiedy kariery zakończyły Anna Rogowska i Monika Pyrek, nie było szans, aby jakakolwiek z naszych reprezentantek pojawiła się na chińskim czempionacie.

Skok w dal


W skoku w dal większość osób stawiała na Brytyjczyka Grega Rutherforda i Amerykankę Tiannę Bartolettę i obaj nie zawiedli. Mistrz olimpijski i Europy dołożył do kolekcji ostatni tytuł, który mu brakował. Do wygranej wystarczyło mu pokonanie 8,41 metra, ale to i tak więcej, niż uzyskał w Londynie, gdzie skoczył 8,35. Wyprzedził Australijczyka Fabrice’a Lapierre oraz Chińczyka Wang Jianana. Gospodarze mieli szanse na dwa medale dla swoich, jednak w przedostatniej próbie Lapierre wyprzedził Gao Xinglonga. Obrońca tytułu, Aleksandr Mieńkow, zajął szóste miejsce. Zawiedli amerykańscy skoczkowie, w tym lider list światowych Jeff Henderson, który mimo iż był najlepszy w kwalifikacjach, uzyskując już w pierwszej próbie 8,36 metrów, w samym finale nie przekroczył magicznej granicy i był dopiero dziewiąty. Tianna Bartoletta, która 10 lat temu zdobyła złoto pod panieńskim nazwiskiem Madison, nie zawiodła, choć na prowadzenie wyszła dopiero w ostatniej próbie, skacząc 7,14 metrów. Jej rywalki nie dały jej łatwego zadania, gdyż zarówno Brytyjka Shara Proctor (7,07), jak i Chorwatka Ivana Spanovic (7,01) poprawiły swoje rekordy życiowe, po raz pierwszy w sezonie przekraczając magiczną barierę siedmiu metrów. Broniąca tytułu po raz trzeci z rzędu Britney Reese przyjechała kompletnie bez formy i nie przeszła eliminacji.

Trójskok


W trójskoku czekała nas pasjonująca walka Amerykanina Christiana Taylora oraz Kubańczyka Pedro Pablo Pichardo, która mogła skończyć się nawet rekordem świata. Obaj przyjechali do Pekinu z wynikami powyżej osiemnastu metrów (Pichardo skoczył 18,08, natomiast Taylor dwa centymetry mniej). Początkowo rezultaty nie porywały publiczności, gdyż zawodnicy skakali na poziomie 17,60 metrów. W ostatniej próbie jednak mistrz olimpijski wzniósł się na wyżyny swoich możliwości i znalazł się bliżej rekordu globu Jonathana Edwardsa, niż ktokolwiek inny. 18 metrów i 21 centymetrów to zaledwie osiem mniej od wyniku Brytyjczyka. Pichardo tym razem nie popisał się rezultatem na poziomie rekordu życiowego, jednak w ostatniej próbie poprawił wynik na 17 metrów i 73 centymetrów. Podium dopełnił weteran tej konkurencji Nelson Evora. Portugalczyk uzyskał 17,52, co w porównaniu z rywalami jest skromnym wynikiem, lecz dla niego to najlepszy rezultat w sezonie. Do Pekinu nie przybył obrońca tytułu z Francji Teddy Tamgho, który nabawił się kontuzji stopy. U kobiet zdecydowaną faworytką była Kolumbijka Caterina Ibarguen, która nie przegrała od finału olimpijskiego w Londynie, w którym uległa Kazaszce Oldze Rypakowej. Choć nieco strachu w kwalifikacjach narobiła jej Gabriela Pietrowa, to ostatecznie z najlepszym wynikiem w sezonie (14,90) obroniła tytuł mistrzowski. Srebro niespodziewanie zdobyła reprezentantka Izraela Hanna Knyazyeva-Minenko, a brąz wyżej wspomniana Rypakowa, która w ostatniej próbie odebrała medal rewelacji kwalifikacji Pietrowej. Do Pekinu nie przyjechała Anna Jagaciak-Michalska, która nabawiła się urazu stopy.

Pchnięcie kulą


W pchnięciu kulą nie mogliśmy liczyć na sukces sprzed siedmiu lat. Tomasz Majewski jest nie tylko sporo starszy, ale także przeszedł kontuzję łokcia i nie był w pełni formy. Nie zawiódł jednak, bo rzucił na tyle, na ile było go stać. 20,82 metrów to najlepszy wynik w sezonie. W eliminacjach odpadł po spaleniu wszystkich prób kandydat na jego następcę, lecz mający jeszcze czas, Konrad Bukowiecki, który skończył zaledwie 18 lat i obecnie jest zdecydowanie najlepszym zawodnikiem w swojej kategorii wiekowej. Seniorską kulą już rzuca blisko 20,5 metra, co jest dobrym prognostykiem przed Brazylią, nie mówiąc już o Tokio 2020. Pamiętamy jednak, co stało się w Londynie z Pawłem Fajdkiem. On także spalił wszystkie próby w kwalifikacjach, by rok później sięgnąć po tytuł. Nie mielibyśmy nic przeciwko, aby historia w przypadku Konrada się powtórzyła. Do Pekinu nie przyjechał Jakub Szyszkowski, który wprawdzie uzyskał minimum, lecz nie potwierdził go w trakcie sezonu. O złoto walczyli faworyci – Amerykanin Joe Kovacs i obrońca tytułu Niemiec David Storl, którzy jako jedyni w tym sezonie rzucali powyżej 22 metrów (Kovacs – 22,56, natomiast Storl – 22,20). Żaden z nich wprawdzie nie przekroczył magicznej bariery, jednak ich wyniki imponują. Triumfował reprezentant Stanów Zjednoczonych z wynikiem 21,93, wyprzedzając czempiona z Moskwy i Deagu 19 centymetrów. Tym samym tytuł wrócił do Jankesów, którzy zwyciężali w Berlinie (Christian Cantwell), Osace (Reese Hoffa) oraz Helsinkach (Adam Nelson). Podium dopełnił niespodziewanie Jamajczyk O’Dayne Richards, który ustanowił nowy, znakomity rekord życiowy – 21 metrów i 69 centymetrów. Przypomnijmy, iż tytuł olimpijski Majewskiemu dał wynik 18 centymetrów bliższy, choć oczywiście trudno porównywać konkursy. U kobiet do finału zakwalifikowała się Paulina Guba, jednak w swojej karierze ani razu nie przekroczyła 18 metrów, więc już sam udział w finale (w którym była ostatnia) był wielkim sukcesem. Pod nieobecność wielkiej Nowozelandki Valerie Adams, która odniosła kontuzję pleców, najlepsza okazała się Niemka Christina Schwanitz, która była faworytką. Drugą lokatę zajęła jej największa rywalka, reprezentantka Chin Gong Lijiao. Podium dopełniła Amerykanka Michelle Carter.

Rzut dyskiem


Rzut dyskiem, a przede wszystkim młotem stoi – tak można powiedzieć po wyczynie naszych reprezentantów. Piotr Małachowski prowadził na listach światowych i zwyciężył w Diamentowej Lidze. Polak wreszcie doczekał się mistrzostw, choć eliminacje nie były dla niego. Przed startem obawialiśmy się także o jego plecy, lecz na szczęście nie odezwały się w konkursie. Absencja kontuzjowanego obrońcy tytułu z Niemiec Roberta Hartinga tylko pomogła naszemu reprezentantowi. Wynik 67,40 wystarczył do złota. Po słabym początku w przedostatniej próbie na podium wskoczył Robert Urbanek, uzyskując odległość 65,18 metra. Przedzielił ich Belg Philip Milanov, który rzucił 66,90. Z powodu kontuzji wśród kobiet nie wystartowała Żaneta Glanc. Tam najlepsza okazał się liderka list światowych z Kuby Denia Caballero, która przełamała hegemonię Chorwatki Sandry Perkovic. Podium dopełniła Niemka Nadine Miller. Wszystkie rzucały powyżej rekordu życiowego Polki, więc i tak nie mogliśmy liczyć na zbyt wiele. Pamiętamy jednak, iż Glanc w przeszłości dwukrotnie była czwarta – w Berlinie i Deagu – dlatego też szkoda, że Polka nie mogła wystąpić.

Rzut młotem


W wyżej wspomnianym młocie jesteśmy absolutną potęgą. Prawdopodobnie w żadnej innej konkurencji nie ma takich dominatorów i tak pewnych kandydatów do złota. Nawet Bolt nie był tak pewny swego, jak nasi młociarze. Paweł Fajdek i Anita Włodarczyk dzielą i rządzą na świecie i tak na prawdę walczą sami ze sobą. Fajdek przyjechał do Pekinu z rekordem życiowym na poziomie 83,93 metrów. Jako jedyny przekroczył w tym roku 80 metrów i to wielokrotnie. Dość powiedzieć, że około dwudziestu najlepszych wyników w tym roku należy do niego. Polak narzekał na jedzenie i samopoczucie w Chinach, jednak i tak był poza zasięgiem rywali. 80,88 metrów przy możliwościach Polaka wydają się być skromne, ale Polak ani przez chwilę nie czuł na sobie presji rywali, więc tym ciężej było wznieść się na wyżyny swoich możliwości. O ile złoto Fajdka było praktycznie pewne, to brąz Wojciecha Nowickiego jest wielkim zaskoczeniem. Wprawdzie 78,55 metrów, które rzucił w ostatniej próbie, nie jest nawet jego rekordem życiowym (ten jest 16 centymetrów dłuższy), to jednak na globalnej imprezie zawsze najtrudniej jest osiągnąć znakomity wynik, tym bardziej debiutantowi. Przedzielił ich reprezentant Tadżykistanu Dilszod Nazarow. Obaj z Polakiem odnotowali identyczny wynik, lecz drugi najlepszy rezultat należał do rywala (78,06 do 77,20). O 23 centymetry Nowicki wyprzedził największego rywala Fajdka w ostatnich dwóch latach, Węgra Kristiana Parsa. W przypadku Anity Włodarczyk nikt nie zadawał sobie pytania, czy wygra, tylko czy rzuci rekord świata. Przed wylotem jednak powiało grozą – u naszej mistrzyni doszło do infekcji zęba. Na szczęście udało się opanować sytuację. Do 81,08 metrów z Cetniewa Polsce zabrakło niewiele – w najlepszej próbie rzuciła 80,85, a wcześniej także przekroczyła magiczną barierę, uzyskując 80,27. Aż cztery wyniki Polki były najlepsze w konkursie, a rywalkę z Chin Zhang Wenxiu wyprzedziła o ponad cztery metry, co tylko potwierdza, że Anita jest obecnie w innej lidze. Podium dopełniła niespodziewania młoda Francuzka, Alexandra Tavernier. Do Pekinu nie przyjechała Tatiana Łysenko, która po okresie macierzyńskim nie była ponoć w formie, by bronić wątpliwego tytułu (Łysenko była już złapana na dopingu i ciągle jest podejrzana, dlatego też wszystkie jej wyniki traktowane są z przymrużeniem oka). I nie ma się co dziwić, gdyż zdrowa Anita (po Berlinie długo walczyła z dyskopatią i musiała zmieniać trening, w tym m.in. zrezygnowała z dźwigania dużych ciężarów w stosunku do rywalek) wyraźnie uciekła reszcie świata i pojedynek z nią to jak walka z wiatrakami. Mimo, iż Polka rywalizowała z Chinkami, kibice dopingowali Polkę, co świadczy o ogromnym szacunku dla zawodniczki, która jest jedną z niewielu lekkoatletek w konkurencjach rzutowych, która ma szanse poprawiać rekordy globu (w większości te rekordy padały w ubiegłym stuleciu, kiedy kontrole dopingowe stały na dużo niższym poziomie). Do finału nie zakwalifikowały się Joanna Fiodorow (68,72) i Malwina Kopron (69,53), jednak pierwsza z nich wraca po kontuzji, natomiast druga debiutuje na imprezie tej rangi, mając 21 lat.

Rzut oszczepem


W oszczepie nie mogliśmy liczyć na wiele, gdyż 19-letnia Maria Andrejczyk nie jest jeszcze w stanie walczyć z najlepszymi i odpadła w eliminacjach (z wynikiem 56,75). Wielkie zawodniczki także jednak zawodziły. Do finału nie awansowała mistrzyni sprzed czterech lat, Rosjanka Marija Abakumowa. Dziewiątą lokatę zajęła z kolei mistrzyni olimpijska i rekordzistka świata (72,28), Czeszka Barbora Spotakova. Niespodziewanie wygrała Niemka 32-letnia Katharina Molitor, która dotąd nie osiągnęła sukcesów na arenie międzynarodowej. Druga była Chinka Lu Huihui, która ku uciesze widzów przez pewien czas nawet prowadziła w konkursie. Podium dopełniła liderka światowych tabel z RPA, Sunette Viljoen. Tuż za podium znalazła się obrończyni tytułu, Niemka Christina Obergfoll. Niestety po raz kolejny zawiódł polski oszczepnik i tu nie można pozostawić tego bez krytyki – tym razem nie spisał się Marcin Krukowski, który mimo świetnego wyniku w tym roku (85,20), nie przekroczył 80 metrów i odpadł w eliminacjach (uzyskał zaledwie 78 metrów i 91 centymetrów). Klasę za to potwierdził Kenijczyk Julius Jego, który na mistrzostwa przyjechał z rezultatem 91,39 metrów i poprawił go 57 centymetrów. Srebro wywalczył Egipcjanin Ihab Abd ar-Rahman as-Sajjid, natomiast brąz czempion z Osaki, Fin Tero Pitkamaki. Broniący tytułu Czech Viteslaz Vesely zajął ósme miejsce. Nie startował dwukrotny mistrz olimpijski z Norwegii Andreas Thorkildsen.

Wielobój


Podczas dziesięcioboju ujrzeliśmy jedyny rekord świata. Amerykanin Ashton Eaton obronił tytuł w wielkim stylu, choć w stosunku do poprzedniego rekordu globu, tym razem stracił na konkurencjach technicznych, natomiast zyskał w szybkościowych. Eaton poprawił rekord globu dziesięcioboistów na dystansie 400 metrów oraz rekord mistrzostw świata dziesięcioboistów na setkę. I o ile rezultat 10,21 u specjalistów nie robi specjalnego wrażenia, o tyle 45,00 na pętli stadionowej zasługuje na wielki szacunek, gdyż jest to rezultat, który mógłby przy sprzyjających okolicznościach dać nawet finał imprezy rangi mistrzowskiej. Amerykanin długo zastanawiał się nawet nad przejściem na ten dystans, jednak prawdopodobnie tą decyzje odłożył do okresu po Rio de Janeiro, gdzie będzie bronił złota z Londynu. Podium dopełnili Kanadyjczyk Damian Warner oraz Niemiec Rico Freimuth. Po raz kolejny z powodu kontuzji rywalizacji nie ukończył rodak Eatona, Trey Hardee, który wygrywał w Berlinie i Deagu. Paweł Wiesiołek spisał się poniżej oczekiwań, uzyskując dużo słabszy rezultat od rekordu życiowego (7705 w stosunku do 8140 punktów). Ten wynik dał mu 17. lokatę w klasyfikacji generalnej. W siedmioboju Ukrainka Hanna Mielnyczenko nie broniła mistrzostwa, ale na tron wróciła królowa. Brytyjska Jessica Ennis po zwycięskich igrzyskach u siebie wyszła za mąż i dołączyła do swojego panieńskiego nazwiska człon „Hill”. Przez blisko dwa lata miała rozbrat z rywalizacją sportową. W trakcie przerwy urodziła także synka Reggiego. Teraz powróciła i to w wielkim stylu, gdyż nikt nie spodziewał się jej triumfu, lecz Brianne Theisen-Eaton, która miała razem z mężem cieszyć się ze zwycięstwa w Pekinie. Kanadyjka jednak zawiodła i wynik 6669 punktów wystarczył do triumfu Brytyjce. Podium dopełniła młoda Łotyszka Laura Ikauniece-Admidiņa. Karolina Tymińska, która w Deagu i Moskwie była czwarta, tym razem spisała się wyraźnie słabiej, kończąc rywalizację na 20. pozycji (5948 punktów przy rekordzie życiowym na poziomie 6347 oczek).

Podsumowanie


Mistrzostwa ukazały nam pewną tendencje. Amerykanie ponownie przegrali klasyfikacje medalową. Wprawdzie zyskali ich najwięcej (szesnaście), lecz zaledwie sześć złotych przy siedmiu Kenii i Jamajki. W przeszłości potrafili zdobywać ich ponad dziesięć, choćby w Osace, gdzie było ich aż czternaście (niemal trzy razy więcej, niż drudzy w zestawieniu Kenijczycy). Szale zwycięstwa przeważyła się na stronę Kenii, gdyż zdobyli sześć srebrnych przy dwóch rywali. Afrykanie mają w dorobku także więcej medali ogółem (16 na 12). Pierwsza z nich jak zawsze pokazała klasę w biegach długodystansowych, natomiast druga w sprintach, jednak na uwagę zasługują sukcesy w konkurencjach technicznych. Polska zajęła znakomitą szóstą lokatę (w Moskwie byliśmy jedenasty) z dorobkiem ośmiu kruszców (tam były trzy, lecz jedno złoto), w tym trzech najcenniejszych. Wyprzedziła nas jeszcze tylko Wielka Brytania (siedem, w tym cztery złote) oraz Etiopia (tyle samo ogółem i złotych, lecz więcej srebrnych). Zostawiliśmy za sobą potęgi pokroju Niemiec, Rosji, Francji czy też Chin. Klęska Sborny jest tym większa, gdyż u siebie w Moskwie okazali się najlepsi. Duży wpływ na to miało wyjście na światło dzienne wielu niekorzystnych informacji na temat ich uczciwości. Więcej też można było oczekiwać od gospodarzy, którzy zdobyli zaledwie jedno złoto, choć łącznie aż dziewięciokrotnie znajdowali się w pierwszej trójce. Bez wątpienia oni i Amerykanie są największymi przegranymi tych mistrzostw. I o ile u Rosjan wielu nie przyjechało, to u Jankesów zawiodły sztafety, płotkarze oraz sprinterzy. Kto jest wygranym? Oprócz czołówki na pewno my i Kanada, która zdobyła aż osiem medali, w tym dwa złota. Obie reprezentacje swoją moc pokazały w konkurencjach technicznych. Wynik Polaków napawa optymizmem przed Igrzyskami Olimpijskimi w Rio de Janeiro. Jeżeli chociaż połowa szans się spełni, to zwiększymy nasze nadzieje na poprawienie wyniku z trzech ostatnich imprez w Atenach, Pekinie i Londynie, w których reprezentanci Polski zdobyli łącznie zaledwie 10 medali. Lekkoatletyka może być dla nas najbardziej medalodajna i wyniki to tylko potwierdzają. Tym bardziej, iż w historii polscy reprezentanci królowej sportu lepiej wypadali w sezonie olimpijskim, a nie przedolimpijskim. Liczymy, że ta tendencja się utrzyma. Kolejne mistrzostwa świata za dwa lata, na kolejnym Stadionie Olimpijskim, w Londynie. Pełne wyniki na oficjalnej stronie IAAF: www.iaaf.org.

Jesteś na profilu Kamil Skoczylas - stronie mieszkańca miasta Kłobuck. Materiały tutaj publikowane nie są poddawane procesowi moderacji. Naszemiasto.pl nie jest autorem wpisów i nie ponosi odpowiedzialności za treść publikowanej informacji. W przypadku nadużyć prosimy o zgłoszenie strony mieszkańca do weryfikacji tutaj