MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Miłości nie może zabraknąć

Irena Bazan
Roman Osuch z mamą Stefanią, żoną Jolantą i dziećmi – Joanną, Mateuszem, Katarzyną, Wiolettą, Piotrusiem, Olgą, Tomkiem i Arkadiuszem.
Roman Osuch z mamą Stefanią, żoną Jolantą i dziećmi – Joanną, Mateuszem, Katarzyną, Wiolettą, Piotrusiem, Olgą, Tomkiem i Arkadiuszem.
W domu państwa Osuchów rzadko jest cicho. Nic dziwnego, przy dzieciach o spokój trudno, tym bardziej, że jest ich ośmioro. Najstarsze ma 14 lat, najmłodsze skończyło dopiero 7 miesięcy.

W domu państwa Osuchów rzadko jest cicho. Nic dziwnego, przy dzieciach o spokój trudno, tym bardziej, że jest ich ośmioro. Najstarsze ma 14 lat, najmłodsze skończyło dopiero 7 miesięcy. Zawsze więc jest co robić, jedno chce pić, drugie woła o jedzenie, a jeszcze innemu trzeba pomóc w lekcjach. Przy tak dużej rodzinie nie jest łatwo. Czasami nie starcza na zapłacenie rachunków czy na przysłowiowy chleb, jednego jednak nigdy tutaj nie brakuje - miłości.

- Dzieci to nasze największe szczęście - mówi Jolanta Osuch. - Czasami człowiekowi wydaje się, że już nie da rady, że nie jest w stanie więcej znieść, ale wystarczy, że spojrzy na któreś i nagle nie wiadomo skąd bierze siły. Dla nich żyjemy.

Poznali się pod koniec lat 80., pracowali razem w nieistniejącej już spółdzielni Samopomoc Chłopska. Krzysztof Osuch był tam kierowcą, jego przyszła żona pracowała w kawiarni. Widywali się, ale przez dłuższy czas byli tylko kolegami z pracy. Sytuacja zmieniła się, gdy Jolanta odeszła z pracy.

- Spotkaliśmy się ponownie u znajomych - opowiada Krzysztof Osuch. - Od tego momentu zaczęliśmy na siebie patrzeć jakoś inaczej. Zakochaliśmy się w sobie i trzeba już było być razem - mówi z uśmiechem.

W maju 1992 roku stanęli na ślubnym kobiercu. Niebawem rodzina się powiększyła. Na świat przyszła pierwsza córka Joanna. Po niej pojawił się Mateusz, Katarzyna, Ewelinka, Wioletta, Piotr, Olga, Tomasz i Arkadiusz. Pani Jolanta poświęciła się wychowaniu dzieci. O pracy zawodowej przy takiej gromadce nie mogło być mowy. Utrzymanie rodziny spadło na Krzysztofa Osucha. Zaczął jeździć, ile się tylko dało, szukał jak mógł dodatkowego zarobku, ale łatwo nie było.

- Przy takiej liczbie dzieci moja pensja nie wystarcza - mówi ojciec licznej rodziny. - Staramy się z żoną jak możemy, ale doskonale wiemy, że wszystkiego dzieciom zapewnić nie jesteśmy w stanie. Nie damy im także niczego na start w dorosłe życie, będą musiały się dorabiać same.

Chociaż oboje rodzice radzą sobie z problemami i biedą jak mogą, niestety był taki moment w ich życiu, gdy o mało nie załamali się i nie stracili wiary w przyszłość. Ta chwila nadeszła 24 lipca 2001 roku. Osuchowie mieli wówczas sześcioro dzieci. Najmłodszy był Piotruś, miał wówczas niespełna dwa lata. Cała szóstka wyszła przed dom na boczną, rzadko uczęszczaną polną drogę. Dzieci pod opieką dorosłej sąsiadki poszły do skrzynek ustawionych bliżej głównej drogi po listy. Wtedy na drogę wjechał szybko samochód. Nie wyhamował w porę i uderzył w całą gromadkę. W wypadku zginęła pięcioletnia wówczas Ewelinka. Pozostała piątka została ranna i trafiła do szpitala.

- Tego, co przeżyliśmy, nie da się opisać - opowiada ze łzami w oczach ojciec. - Nasz świat się zawalił, myśleliśmy, że tego nie przeżyjemy, ale musieliśmy żyć dla tych dzieci, które przeżyły wypadek. I pomyśleć, że byliśmy tacy szczęśliwi. Kilka tygodni wcześniej nasza najstarsza córka poszła do pierwszej komunii, a nam udało się po wielu latach doprowadzić budowę nowego domu do stanu surowego. Nie przypuszczaliśmy, że nagle tak się wszystko zmieni.

Tragedię zwiększał fakt, że dzieci potrącił sąsiad Osuchów. Był częstym gościem tej rodziny. Dwa dni wcześniej zajrzał do Osuchów na kawę. Znał dzieci. Niestety, tamtego feralnego dnia nie wiadomo dlaczego wracał do domu samochodem, chociaż był pijany. Dojeżdżał już niemal do swojego domu, gdy stracił panowanie nad kierownicą. Zmarł kilka dni później, dostał ataku serca, gdy dotarło do niego, co zrobił...

- Było nam bardzo ciężko - wspomina Jolanta Osuch. - Długo nie mogliśmy się pogodzić z tym, że Ewelinki nie ma. W miejscu, gdzie zginęła sąsiedzi wybudowali małą kapliczkę. Oboje do tej pory nie możemy przechodzić spokojnie obok niej. Musieliśmy jednak żyć dalej.

Życie po tej tragedii powoli wracało do normy. W rodzinie Osuchów pojawili się trzej nowi jej członkowie - Olga, Tomek i Arkadiusz, ale jak zapewniają oboje rodzice o tragicznie zmarłej córeczce zawsze będą pamiętać. Jak mówią, bez względu na liczbę dzieci wszystkie kochają jednakowo mocno.

- Nie było jednak wyjścia, życie musiało iść naprzód - mówi Krzysztof Osuch. - Musieliśmy wychowywać dzieci i zająć się budową domu.

Jak opowiadają oboje, już od dnia ślubu myśleli o własnym domu. Kiedy jednak rodzina zaczęła się szybko powiększać musieli poważniej zabrać się za budowę. Pieniędzy jednak stale brakowało. Każde wolne kwoty, a nie było ich nigdy wiele, przeznaczali na kupno materiałów. Krzysztof Osuch co mógł, robił na budowie sam. Wzięli kredyt i udało im się wybudować ściany i pokryć dom dachem i na tym budowa się zatrzymała.

- Mieliśmy oparcie w rodzinie, znaleźli się także obcy, którzy zechcieli nam pomóc - opowiada Jolanta Osuch. - W pracach wykończeniowych pomogła gmina, a także osoby prywatne. Pan Ząbkowski dał nam materiały do instalacji elektrycznej, pan Kluba przysłał robotników, którzy pomagali na budowie, a właściciel pobliskiego sklepu z materiałami budowlanymi - na kredyt całą instalację centralnego ogrzewania. Pomagał nam wiele razy szef męża. Pan Krawczyk rozumie, że przy tak licznej rodzinie i budowie Krzysztof ma więcej obowiązków w domu niż inni.

Dzięki tej pomocy Osuchom udało się wykończyć kuchnię i pięć pokoi w nowym domu. Dużo tam jeszcze zostało jednak do zrobienia. Wszyscy mają jednak nadzieję, że na jesień wreszcie uda im się na stałe tam zamieszkać. Mebli jeszcze brakuje, ale jak mówią najważniejsze, że dach jest nad głową.

- Zdajemy sobie sprawy, że nie jesteśmy w stanie dać naszym dzieciom tego, co inni rodzice - mówi Jolanta Osuch. - Będziemy się oczywiście starać, aby im pomóc na przykład w dalszej nauce. Na to, co mają ich niektórzy rówieśnicy nigdy nie będziemy sobie jednak mogli pozwolić, ale nasze dzieci to wiedzą i rozumieją. Wiedzą także, że na jedno zawsze i bez względu na okoliczności mogą u nas liczyć, na naszą miłość i pomoc. Myślę, że to dużo.

od 7 lat
Wideo

Zamach na Roberta Fico. Stan premiera Słowacji jest poważny.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na klobuck.naszemiasto.pl Nasze Miasto