Jacek miał przed sobą całe życie - mówią bliscy mężczyzny, który zginął 13 czerwca 2019 roku podczas tragicznego wypadku spowodowanego przez znanego częstochowskiego przedsiębiorcę w Kolonii Wierzchowisko.
Jacek był czwartym dzieckiem w rodzinie. Wyczekiwanym, bo był pierwszym synem Państwa B. Miał swoje marzenia - chciał otworzyć swoje studio tatuażu. Był również spadkobiercą gospodarstwa, które prowadził jego ojciec. - Był zawsze uśmiechnięty, wesoły. Kiedy wracam do domu, to widzę go w fotelu. Nie mogę się z tym pogodzić - mówiła podczas rozpoczętego w poniedziałek procesu matka ofiary.
Siostry Jacka podkreślały, że radziły się jego w wielu sprawach, był dla nich całym światem. Jednemu z siostrzeńców zastępował zmarłego ojca.
- Rodzice tak wyczekiwali narodzin Jacka. Tak bardzo się cieszyli, nie rozumiem, czemu mogli się nim cieszyć tak krótko - mówiła jedna ze starszych sióstr.
Wypadek w Kolonii Wierzchowisko. Białe bmw x6 taranuje opla corsę
Do tragicznego wypadku doszło 13 czerwca przed godziną 15.00 na DW-483 na skrzyżowaniu ul. Wodociągowej z ul. Pogodną zderzyły się 3 pojazdy osobowe.
Ze wstępnych ustaleń policji wynika, że kierujący pojazdem BMW, 69-letni mieszkaniec powiatu częstochowskiego, podczas wyprzedzania nie dostosował prędkości do warunków panujących na drodze, w wyniku czego najechał na tył pojazdu VW, a następnie zjechał na przeciwny pas ruchu i czołowo zderzył się z pojazdem marki Opel. W wyniku zderzenia, 22-letni mieszkaniec powiatu częstochowskiego kierujący Oplem poniósł śmierć na miejscu, natomiast jego 21-letni pasażer w stanie ciężkim trafił do szpitala.
Podczas pierwszego procesu Wiesław W. składał zeznania. Mężczyzna jest świetnie znany w Częstochowie i w okolicach. Dzisiaj jest już emerytem, ale przez lata prowadził prężnie działającą firmę w branży budowlanej.
Jak tłumaczył podczas procesu, Wiesław W., nie pamięta on okoliczności wypadku, bo stracił świadomość, prawdopodobnie zasłabł. Ocknął się dopiero po wypadku, kiedy ktoś kazał mu opuścić samochód, w którym mogło dojść do pożaru. Oskarżony przyznał się do winy i zadeklarował chęć zadośćuczynienia rodzinie tragicznie zmarłego mężczyzny. Wcześniej zawarł ugodę z ciężko rannym w wypadku pasażerem opla.
- Przepraszam, jest mi bardzo przykro. Wolałbym, żebym to ja zginął zamiast pokrzywdzonego. Na dodatek wszystko działo się w mojej rodzinnej gminie. Wstyd mi było pokazać się ludziom - mówił Wiesław W., który zwrócił się do rodziny ofiary: - Uwierzcie mi to nie moja wina.
Relacja rodziny: jechał szybko, brawurowo
Przed sądem zeznawali również rodzice ofiary wypadku oraz jego siostry. Jak twierdziła rodzina, która była obecna na miejscu zdarzenia po wypadku, świadkowie mówili im, że oskarżony miał jechać szybko i brawurowo. Ojciec mówił, że z jego informacji licznik w bmw miał się zatrzymać na 147 km/h. Jedna z sióstr mówiła, że od lat znają oskarżonego i wiedzą, że jeździ szybko, często "siedzi na zderzaku".
Oskarżyciele posiłkowi nie potrafili jednak wskazać świadków wypadków, ani osób, które opisywały im szczegóły zdarzenia.
Pięć tysięcy na łebka? Rodzina chce sprawiedliwości, a nie pieniędzy
Podczas procesu świadkowie byli pytani o możliwość ugody z oskarżonym. Zdaniem rodziny ofiary ze strony oskarżonego nie było konkretów. Siostry mówiły, że zaoferowano jej "pięć tysięcy na łebka".
- Jak mam traktować taką ofertę? - pytała jedna z kobiet. - Mnie osobiście chodzi o sprawiedliwość, a nie o pieniądze, bo nikt nie przywróci życia mojemu bratu.
Ojciec ofiary mówił, że ze strony oskarżonego miało paść pytanie o cenę.
- Cena, jaka cena? Przecież to nie zwróci nam syna - mówił mężczyzna.
Podczas pierwszej rozprawy przesłuchano rodzinę ofiary i oskarżonego. Kolejne czynności zostaną przeprowadzone podczas kolejnego procesu. Jego termin to dopiero 23 listopada.
Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?