Nie będzie w tym cienia przesady, jeśli nazwiemy powiat kłobucki kolebką polskiej Ochotniczej Straży Pożarnej. Działa tu aż 85 jednostek, skupiających ponad 3 tys. strażaków, gotowych do akcji ratunkowej. Już wielokrotnie udowadniali, jak bardzo są potrzebni, za co dziękujemy i chylimy czoła.
Ochotnik to nie zawód, to życiowa misja
Służba w OSP niesie za sobą ogromne niebezpieczeństwo, ale uzależnia, jak narkotyk. - Wypadki się zdarzają i to nawet często. Ochotnicy łamią ręce, nogi, doznają oparzeń. Nie zdarza się natomiast, żeby ich to zniechęciło. Jeżeli zdrowie im na to nie pozwala, to pozostają w szeregach OSP jako strażacy honorowi i służą kolegom swoją wiedzą i doświadczeniem - mówi Eugenia Kubańska, sekretarz Zarządu Powiatowego OSP, związana z ochotnikami od 58 lat.
Pani Eugenia jest jedną z około 850 kobiet-ochotniczek, zrzeszonych w jednostkach OSP na terenie powiatu kłobuckiego. Mimo że pracowała już jako strażak zawodowy, chęć pomocy innym zaprowadziła ją do OSP.
Teraz ma 84 lata i na razie nie ma mowy o pożegnaniu. Nie pozwolą jej na to koledzy. - Już nawet myślałam, żeby odejść, ale nie bardzo mi się to udaje. Strażacy skutecznie mnie powstrzymują - śmieje się pani Eugenia.
Swoją życiową przygodę z pożarnictwem rozpoczęła w 1954 r. Służba zawodowa jej jednak nie wystarczała. - Nie potrafię nawet wytłumaczyć, skąd wzięła się miłość do tej pracy. To chyba ma się w sobie. Taką wewnętrzną potrzebę pomagania - mówi emerytowana strażaczka.
To ma się we krwi
Nietrudno wyobrazić sobie, co czuje człowiek, który stoi twarzą w twarz ze ścianą ognia. Trudniej natomiast przewidzieć, jakby się w takiej sytuacji zachował. - Na początku człowieka paraliżuje. Stoi się i patrzy na siłę, która po prostu niesie spustoszenie. Po chwili jednak włącza się rutyna. Wówczas nie myśli się o strachu, ale robi wszystko, by oddalić zagrożenie życia - opowiada pani Eugenia.
Jak dziś pamięta pożar z 1984 r., kiedy palił się tartak w Kłobucku - Zagórzu. - Oprócz strażaków zawodowych w akcji brało udział 12 zastępów jednostek ochotniczych. To był ogromny pożar. Zagrożony był nie tylko tartak, ale również magazyny żywnościowe, które łączyły się z jego halą. To jedno z wydarzeń, którego nie zapomnę do końca swoich dni - dodaje kobieta.
Zapytana o to, czy mając możliwość cofnięcia czasu, zdecydowałaby się na inne zajęcie, odpowiada bez chwili wahania. - Ja to po prostu lubię. Tę chęć pomocy innym ma się po prostu we krwi - przekonuje.
Walka z żywiołami
W swoich odczuciach pani Eugenia nie jest odosobniona. Na terenie powiatu kłobuckiego działa 85 jednostek Ochotniczych Straży Pożarnych skupiających ponad 3 tys. strażaków. Każdego roku uczestniczą w ok. tysiącu zdarzeń, niosąc pomoc i ratunek potrzebującym.
W ostatnich latach szczególnie dwa zdarzenia utkwiły w pamięci strażaków - gwałtowny atak zimy w styczniu 2010 r. i powodzie, które w maju i czerwcu dotknęły szczególnie północne gminy powiatu kłobuckiego, podtapiając wiele miejscowości w gminach Lipie, Miedźno, Popów i Krzepice.
- Mróz i towarzyszące mu opady mokrego śniegu łamały drzewa, zrywały linie i przewracały słupy energetyczne. Zablokowanych było wiele dróg, tysiące mieszkańców powiatu pozbawionych zostało energii elektrycznej, a grozę sytuacji potęgował silny mróz - wspomina Henryk Kiepura, wicestarosta kłobucki, prezes Zarządu Powiatowego Związku Ochotniczych Straży Pożarnych.
Już pierwszej nocy do akcji zaangażowano kilkuset strażaków ochotników na terenie całego powiatu. W godzinach rannych dołączały kolejne zastępy.
Strażacy na zmianę pracowali przez kilka dni, udrażniając drogi, przecinając przesieki pod liniami energetycznymi, aby ekipy jak najszybciej przywróciły dopływ prądu.
- Szczególnie dramatyczne były momenty, gdy strażacy docierali do chorych, dostarczając prąd z agregatów prądotwórczych do urządzeń medycznych. Był to czas wielkiej próby i poświęcenia. Tym większe słowa uznania dla naszych strażaków - podkreśla Kiepura.
O krok od tragedii
Strażacy z powiatu kłobuckiego nieśli także pomoc i ratunek mieszkańcom Kaliny w powiecie lublinieckim, w tragicznych dniach po przejściu trąby powietrznej 15 sierpnia 2008 r. Potężna siła zabiła wtedy jedną osobę, a pięć raniła. Uszkodzonych zostało 81 domów, w których mieszkało 250 osób.
Do dziś strażacy wspominają też największy pożar na ziemiach powiatu kłobuckiego. To był początek sierpnia 1992 r. Lato było upalne, a w lasach w Kamińsku w gminie Przystajń, rzesze turystów. W upalne dni wybuch pożaru nikogo nie zdziwił. Tym razem silny wiatr sprawił, że w ciągu kilku chwil pożar zaczął niebezpiecznie się rozprzestrzeniać.
- Do akcji kierowano kolejne jednostki OSP z terenu powiatu kłobuckiego, które uwijały się jak w ukropie, bo ogień zajął już kilkaset hektarów terenów, a zagrożonych pożarem było kilkanaście tysięcy hektarów - wspomina Kiepura.
Strażacy ochotnicy, leśnicy i mieszkańcy walczyli o każdy metr. Dzięki ofiarności strażaków, sprawnie prowadzonej akcji i mądrym i decyzjom dowódców pożar udało się opanować i pokonać.
Przed zniszczeniem uratowano kilkanaście tysięcy hektarów oraz ogromny majątek narodowy. Dzięki poświęceniu, odwadze i sprawności ochotników, dziś turyści znów mogą wypoczywać w kamińskich lasach.
W grupie siła
Członkowie OSP są jak wielka rodzina. Działają w myśl zasady "jeden za wszystkich, wszyscy za jednego". We Wręczycy Wielkiej utworzono nawet specjalne konto na rzecz jednego z poszkodowanych podczas akcji strażaków.
- Na początku lat dziewięćdziesiątych, Paweł Pyzik, będący strażakiem zawodowym i ochotnikiem, podczas służby poważnie uszkodził kręgosłup. Zorganizowaliśmy więc w szkole w Węglowicach turniej, z którego wpisowe i datki miały być przeznaczone na jego operację - mówi Robert Mańczyk, prezes OSP Wręczyca Wielka.
Operacja jednak się nie odbyła. - Nasz druh zawiózł dokumentację medyczną do Francji, ale lekarze odmówili wykonania operacji i odesłali nas do Szwecji. Wysłaliśmy więc dokumenty, ale tam też twierdzili, że nie są w stanie w żaden sposób mu pomóc - dodaje Mańczyk.
Od tego czasu ochotnicy nieprzerwanie opiekują się kolegą. Kupili mu komputer, by miał kontakt ze światem, materace antyodleżynowe, wózek inwalidzki, fundują mu z zebranych środków rehabilitację. Pomagają, kiedy tylko mogą.
- To nasz kolega, więc w tym, co robimy nie ma nic wyjątkowego. Tak po prostu trzeba - skromnie przekonuje Mańczyk.
Kochają ich wszyscy
W swych codziennych obowiązkach strażacy nie tylko niosą pomoc, ale wprowadzają pozytywną energię w życie swoich środowisk, prowadzą orkiestry dęte, organizują drużyny młodzieżowe, uczestniczą w akcjach krwiodawstwa i w uroczystościach kościelnych.
Przez te wszystkie lata tak mocno zakorzenili się w swoich społecznościach, że trudno sobie bez strażaków wyobrazić organizację jakiejkolwiek imprezy szkolnej czy środowiskowej.
- Strażak nie jest tylko od pożarów, ale również po to, by pomagać w różnych sytuacjach i na różne sposoby. Ale nie tylko. Bo strażak jest również do dobrej zabawy - żartuje Robert Mańczyk.
9 ulubionych miejsc kleszczy w ciele
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?